2010-08-23

handlowa niedziela



Do tradycji zaliczyć już powoli można co-niedzielny pchli targ zwany potocznie "niskie łąki" (Low Meadows?)
mimo tego że już od dawna nie znajduje się na Niskich Łąkach (ulica we Wrocławiu) i błąka się już chyba w 3 lokalizacji to ludzie nadal z sentymentu tak go nazywają. Ba, powstał nawet lokal dla fanów uroków tandety i second hand'ów o tej samej nazwie.
Gdzie by nie były, Niskie Łąki zawsze były socjobrazowo (można tak chyba nazwać "krajobraz" ludzi?) znalazły sobie obecnie chyba najbarwniejszą scenerię z dotychczasowych - poprzemysłowe tereny nieczynnego młyna Sułkowice.
I mimo że w naszej społecznej mentalności słabo wykształciła się zdolność do handlu, wymiany, targu - w porównaniu do np. ludów południowych - to i tak mimo tego wszystkiego jest fajnie, chociaż dobrego targowania się nie doświadczyłem tam ani razu, ani też jakiś wielkich skarbów za grosze nie nabyłem.
Bywamy tam chyba raczej już jako obserwatorzy, zresztą jak wielu, co dobrze spuentował handlarz naganiając klientów krzykiem: "Kupujemy (a) nie spacerujemy!!!". Bycie tam daje frajdę z poczucia, że może akurat dziś coś niezwykłego się odnajdzie, tak jak np sprzątnięta koledze w bezczelny sposób piękna modernistyczna lampa...to było w ostatnia niedzielię. Ja zwykle i tak wracam z pustymi rekami, ponieważ opamiętałem się po wiosennej szajbie kupowania częsci rowerowych, ktorymi teraz zagracona jest "sypialnia".
No i oczywiście cieszymy się ogromnie że od niedługo będziemy mogli sobie spacerkiem w niedzielę, na kaca, udać się tam.


no i na koniec cytat mojego kochanego brata (na temat pogody w Szwecji)
"jeszcze daje radę, poza tym zauważyłem, że jak mocno chcesz, aby była pogoda, czasem staje się realnym:]"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz